Przejdź do głównej zawartości

Jestem – opowiadanie paragrafowe o kryzysie osobowości

Jestem
Autor: Beniamin Muszyński
Wydawnictwo: Wydawnictwo Wielokrotnego Wyboru
 

Ocena 2/5
 

„Jestem” jest pierwszą książką Beniamina Muszyńskiego, która mi się nie podobała. Wydawała się pretensjonalna, co potwierdzi paragraf 200 i jego rozwinięcie, jeżeli mielibyście po tę pozycję sięgnąć. Możliwe, że to celowy zabieg, ale z pewnością mi nie podszedł, albo nie zrozumiałem jego celowości. Ale przejdźmy do spraw, które wyjaśnią moją ocenę.

„Jestem” początkowo opowiada o kryzysie osobowości człowieka, który zapomniał, kim jest. Droga, w której poznaje siebie, to jego dialog z (prawdopodobnie) podświadomością i kilka nieco bezcelowych akcji. W trakcie przechodzimy przez narodziny, śmierć, konflikt… Ale wszystko to zupełnie bez polotu (i w sposób uwłaczający i nieprzyjemny). Oprócz tego nasz rozmówca (być może podświadomość), który nazwany jest tutaj Głosem, wydaje się, cóż, powtórzę się, pretensjonalny. I wydaje mi się, że jest to zachowanie zupełnie niepotrzebne, nie pasujące potem do formującej się osobowości bohatera. Na dodatek jedyna ciekawa ścieżka rozwoju postaci jest mocno ukryta i gdybym nie postanowił przeczytać „Jestem” po raz piąty, nigdy bym na nią nie natrafił. Jeżeli ktoś byłby chętny dowiedzieć się, jak na nią wstąpić (był to jedyny wątek, który przeczytałem z prawdziwą przyjemnością), spoiler będzie znajdował się pod recenzją.

Po tym, jak postać nieco się już zdefiniuje, przychodzi czas na… Właśnie, na co? Szczerze powiedziawszy, nie wiem, ale z pewnością jest to słabszy fragment tej paragrafówki. Postać dostaje impuls (ten motyw mocno skojarzył mi się z nurtami Numenery z bardzo przyjemnego cRPGa Torment: Tides of Numenera – polecam), który ma szansę nieco zmienić jej życie, jednak wybory, których możemy potem dokonać, są bardzo mocno ograniczone – postać może uwierzyć w to, co zobaczyła, albo też nie i ewentualnie zmienić coś w swojej pracy. I oczywiście zdecydować, co będzie robiła w czasie wolnym w domu! Wiem, że na naszą osobowość składają się głównie proste czynności i codzienność, jednak jest to po prostu diabelnie nudne. Ja po „Jestem” sięgnąłem dla rozrywki, której niestety nie otrzymałem.

Zakończenie „Jestem” nie jest ani zaskakujące, ani ciekawe. Po prostu… jest. Dodatkowo książeczka nie zapewnia też długiej rozrywki, pierwsze czytanie zajęło mi jakieś dwadzieścia, może trzydzieści minut. Może ukryta jest gdzieś tam długa, ciekawa historia, tylko nie udało mi się do niej dotrzeć? Jest to możliwe, ale dlatego też rozegrałem „Jestem” pięciokrotnie, dokonując mocno różniących się od siebie wyborów. Więc jeżeli gdzieś skrywa się tam coś dobrego, to jest naprawdę porządnie zakamuflowane w labiryncie paragrafów.

Podsumowując – jeżeli chcesz przeczytać coś lekkiego i rozrywkowego, możesz spokojnie pominąć „Jestem” i sięgnąć przykładowo po Chwałę. Jeżeli jesteś ciekawy nowego tematu i możesz poświęcić chwilę na specyficzny tekst, warto go przemęczyć, poruszany temat jest wszakże ciekawy. Lecz jeżeli nic z tego, co tu napisałem, cię nie kręci (poszukiwanie JA, dziwność czy nuda), to po prostu olej ten tekst. Ja wiem, że o „Jestem” szybko zapomnę i do książeczki nie wrócę. Dzięki za przeczytanie i zapraszam po więcej. Poniżej obiecany spoiler dla chętnych.


SPOILER

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Mini-recenzja: Chwała, czyli paragrafowe zobrazowanie rekurencji

Chwała Autor: Beniamin Muszyński Wydawnictwo: Wydawnictwo Wielokrotnego Wyboru Ocena 4/5   Chwała jest grą paragrafową, w której mamy niewiele gry, za to olbrzymią ilość fabuły. I jakkolwiek jestem zwolennikiem losowości i strategii w grach paragrafowych, tak w przypadku Chwały zupełnie mi tego nie brakowało. Opowiedziana przez Beniamina Muszyńskiego historia jest po prostu fantastyczna. Chwałę (i wiele innych ciekawych gier) można za darmo pobrać tutaj . O Chwale mógłbym się rozpisać na wiele obszernych akapitów, jednak tego nie zrobię z jednej przyczyny – jakikolwiek dłuższy opis zdradzi wiele fabuły i zaskakujących rozwiązań, a takiej krzywdy potencjalnym czytelnikom nie zrobię. Paragrafówka zawiera dwie główne (i sporo pobocznych) ciekawe historie, opisane dobrym, chociaż miejscami męczącym, językiem. Natrafiamy na świat łączący w sobie nowoczesność, epokę wiktoriańską i nieco s-f, w którym ludzie zabili swoich bogów. Główny bohater jest potomkiem bo

RiME - historia o niezdarnym chłopcu

RiME Czas, w którym przeszedłem grę: 6-7 godzin (chciałoby się więcej) Studio: Tequila Works   Ocena: 5/5 (jeżeli nie jesteś fanem gier, w których niewiele się dzieje, to będzie 4/5) Pierwszym, co rzuca się w oczy, gdy uruchomimy RiME, jest prostota i urokliwość grafiki (przywodząca na myśl AER ). Jednak gdy się jej przyjrzymy, zauważymy, że nie jest ona specjalnie prymitywna. Co więcej, nałożone jest na nią tyle efektów i filtrów, że potrafi poważnie nagrzać kartę graficzną. I wtedy dostrzegamy, że jest tym piękniejsza.   Ten screen robi u mnie za tapetę już od dwóch miesięcy i jeszcze się nim nie znudziłem. Ale ładne obrazki, pomimo tego, że mają bardzo ważny wpływ na rozrywkę, nie są najważniejsze. Przynajmniej dla mnie najważniejsza jest historia, którą twórcy gry chcieli nam przekazać. Tutaj tę historię poznajemy powoli, stopniowo, i niestety nie mogę o niej napisać zbyt wiele, bo zepsuję wam radość samodzielnego odkrywania. Co więc mogę powiedzieć o s