Przejdź do głównej zawartości

AER – symulator bycia kubistycznym ptakiem

AER: Memories of Old
Czas, w którym przeszedłem grę: kilka godzin latania
Studio: Forgotten Key

 

Ocena: 3/5
 

Zacznę od tego, że chciałbym wystawić AER znacznie wyższą notę, jakieś 4. Ale niestety nie mogę. Powodem są niedopracowania tej cudownej gry oraz niewykorzystane przez twórców możliwości.

W AER wcielamy się w dziewczynę, Auk, którą, oprócz kanciastych kształtów, cechuje zdolność przemiany w ptaka. Cała gra charakteryzuje się low-poly, które wyjątkowo dobrze pasuje do atmosfery. Świat stworzony jest z niewielkich wysp unoszących się w powietrzu, wodospadów spadających w przestworza, kubistycznych zwierzątek, które radośnie hasają pomiędzy graniastosłupowymi drzewami (zastanawiam się jedynie, dlaczego wysoko w powietrzu nie uświadczymy żadnych ptaków?…). Wszystko to jest przepięknie oświetlone. A gra światłem i cieniem nadaje niepowtarzalnego klimatu. Gracz otrzymuje także do dyspozycji latarnię, która oprócz fabularnego zadania daje nam do ręki przenośne źródło światła, którym możemy pobawić się w malowanie wnętrz.

Moja nieudolna próba pokazania otoczenia z „włączoną” i wyłączoną latarnią.
 
Prawie od samego początku świat jest w pełni otwarty i w żaden sposób nie zmusza nas do podążania za skromną linią fabularną. A jest co zwiedzać – świat podzielony jest na kilka regionów, które mają swoje charakterystyczne cechy – ruiny miast, jeziora, zamiecie śnieżne i inne; każdy z nich ma kilka ukrytych smaczków (są to sceny z przeszłości, które odkrywają nam nieco fabuły, ale nie są konieczne do przejścia gry), jedną lokację do zwiedzenia (taki mały dungeon, w którym jednak nie kryją się żadne potwory, tylko nieco piękna i kolejny strzęp fabuły) i kilka rysunków naskalnych. Wszystko to jest bardzo, bardzo ładne. Tylko co z tego, skoro brakuje w tym większego sensu?

Śnieżny świat zwiedzany z lotu ptaka

Fabuła skupia się bowiem na tym, dlaczego rozpadł się świat. Dawno, dawno temu świat był normalny, a teraz przez złych ludzi i złych bogów się rozpadł i jego strzępy unoszą się w powietrzu. I świetnie, tylko niestety nie dowiemy się, dlaczego dokładnie się tak stało, ani tak właściwie w jaki sposób. Do tego dochodzi jeszcze Pustka, która powoli zaczyna pochłaniać świat (ktoś kojarzy Łowców Smoków?) i Auk musi ją powstrzymać. Tutaj mały spoiler – nie do końca dowiemy się, czy nam się udało. I więcej na temat fabuły nie mam co napisać, bo więcej nie ma…

Wodospadowy świat

Warto zwrócić uwagę na muzykę, która jest bardzo przyjemna, ale stanowi tylko tło, więc pomimo kilku godzin spędzonych przy AER nie zanuciłbym nawet kawałka. Efekty dźwiękowe są także bardzo przyjemne (świst wiatru, deptanie grzybów czy tuptanie postaci), podobnie jak głosy postaci (trochę jak w Undertale).

Z irytujących spraw warto wspomnieć o szklanych ścianach, które nie miały żadnego uzasadnienia. Jeżeli gracz nie jest dociekliwy i nie zależy mu na tym, żeby dotrzeć do dziwnych miejsc, to nawet tej trudności nie napotka, ale zastanawiałem się w paru momentach, dlaczego twórcy gry nie chcieli pozwolić mi dostać się na jakąś framugę czy rumowisko. Nie ominąłbym w ten sposób żadnej zagadki. Ale najwyraźniej jakiś cel w tym mieli, gdyż takie niewidoczne przeszkody pojawiły się w kilku losowych miejscach, natomiast w innych można było nawet wdrapać się pod sam sufit, skacząc po półeczkach o szerokości kciuka.

Przykład „szklanej ściany”, która nie pozwala nam stanąć bezpośrednio na uciekającym jeleniu. To przecież niszczy immersję!

Aby była jasność – w grze nie można zginąć, nie ma żadnych walk, w sumie nie ma żadnych wyzwań. Zagadki są banalne (a była okazja, żeby kilka z nich nieco skomplikować i dać graczowi jakąkolwiek satysfakcję z ich rozwiązania), wyzwań zręcznościowych nie ma… W sumie gra jest po prostu symulatorem latania w przepięknym otoczeniu i atmosferze mistycyzmu. Mnie to wystarczało, jednak szczerze ostrzegam, jeżeli ktoś spodziewałby się czegoś innego.

Podsumowując – jeżeli chcesz uciec na chwilę od szarej rzeczywistości i pozwiedzać tajemniczy świat, to bardzo polecam. Jeżeli chcesz poznać niesamowitą historię albo osiągnąć coś trudnego – mocno odradzam.

Mam nadzieję, że przyjemnie czytało ci się tę krótką recenzję. Zapraszam po więcej! Na dole jeszcze kilka screenów, pokazujących piękno gry.




Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Mini-recenzja: Chwała, czyli paragrafowe zobrazowanie rekurencji

Chwała Autor: Beniamin Muszyński Wydawnictwo: Wydawnictwo Wielokrotnego Wyboru Ocena 4/5   Chwała jest grą paragrafową, w której mamy niewiele gry, za to olbrzymią ilość fabuły. I jakkolwiek jestem zwolennikiem losowości i strategii w grach paragrafowych, tak w przypadku Chwały zupełnie mi tego nie brakowało. Opowiedziana przez Beniamina Muszyńskiego historia jest po prostu fantastyczna. Chwałę (i wiele innych ciekawych gier) można za darmo pobrać tutaj . O Chwale mógłbym się rozpisać na wiele obszernych akapitów, jednak tego nie zrobię z jednej przyczyny – jakikolwiek dłuższy opis zdradzi wiele fabuły i zaskakujących rozwiązań, a takiej krzywdy potencjalnym czytelnikom nie zrobię. Paragrafówka zawiera dwie główne (i sporo pobocznych) ciekawe historie, opisane dobrym, chociaż miejscami męczącym, językiem. Natrafiamy na świat łączący w sobie nowoczesność, epokę wiktoriańską i nieco s-f, w którym ludzie zabili swoich bogów. Główny bohater jest potomkiem bo

Jestem – opowiadanie paragrafowe o kryzysie osobowości

Jestem Autor: Beniamin Muszyński Wydawnictwo: Wydawnictwo Wielokrotnego Wyboru   Ocena 2/5   „Jestem” jest pierwszą książką Beniamina Muszyńskiego, która mi się nie podobała. Wydawała się pretensjonalna, co potwierdzi paragraf 200 i jego rozwinięcie, jeżeli mielibyście po tę pozycję sięgnąć. Możliwe, że to celowy zabieg, ale z pewnością mi nie podszedł, albo nie zrozumiałem jego celowości. Ale przejdźmy do spraw, które wyjaśnią moją ocenę. „Jestem” początkowo opowiada o kryzysie osobowości człowieka, który zapomniał, kim jest. Droga, w której poznaje siebie, to jego dialog z (prawdopodobnie) podświadomością i kilka nieco bezcelowych akcji. W trakcie przechodzimy przez narodziny, śmierć, konflikt… Ale wszystko to zupełnie bez polotu (i w sposób uwłaczający i nieprzyjemny). Oprócz tego nasz rozmówca (być może podświadomość), który nazwany jest tutaj Głosem, wydaje się, cóż, powtórzę się, pretensjonalny. I wydaje mi się, że jest to zachowanie zupełnie niepotrzebne,

RiME - historia o niezdarnym chłopcu

RiME Czas, w którym przeszedłem grę: 6-7 godzin (chciałoby się więcej) Studio: Tequila Works   Ocena: 5/5 (jeżeli nie jesteś fanem gier, w których niewiele się dzieje, to będzie 4/5) Pierwszym, co rzuca się w oczy, gdy uruchomimy RiME, jest prostota i urokliwość grafiki (przywodząca na myśl AER ). Jednak gdy się jej przyjrzymy, zauważymy, że nie jest ona specjalnie prymitywna. Co więcej, nałożone jest na nią tyle efektów i filtrów, że potrafi poważnie nagrzać kartę graficzną. I wtedy dostrzegamy, że jest tym piękniejsza.   Ten screen robi u mnie za tapetę już od dwóch miesięcy i jeszcze się nim nie znudziłem. Ale ładne obrazki, pomimo tego, że mają bardzo ważny wpływ na rozrywkę, nie są najważniejsze. Przynajmniej dla mnie najważniejsza jest historia, którą twórcy gry chcieli nam przekazać. Tutaj tę historię poznajemy powoli, stopniowo, i niestety nie mogę o niej napisać zbyt wiele, bo zepsuję wam radość samodzielnego odkrywania. Co więc mogę powiedzieć o s