The
Dark Eye: Klątwa Wron (Das Schwarze Auge: Satinavs Ketten)
Czas,
w którym przeszedłem grę: jakieś 8 godzin
Studio:
Daedalic Entertainment
Ocena
4/5
Może
wydawać się to nieprawdopodobne, ale rozbieżność tytułu
oryginalnego z tytułem polskim wypada na korzyść polskiej wersji.
Ale o tym za chwilę, po prostu nie mogłem powstrzymać się przed
podzieleniem się tą wiadomością.
Klątwa
Wron jest grą przygodową, wydaną przez studio Daedalic
Entertainment, słynące z tworzenia tego gatunku. Jest to typowa
przygodówka, z interfejsem point-and-click, co jest moją ulubioną
mechaniką tego typu gier. Można w spokoju skupić się na
przeszukiwaniu scenerii, łączeniu przedmiotów i główkowaniu.
Niestety w historii gier komputerowych powstały potwory próbujące
łączyć TPP z przygodówką, wydając na świat chociażby
Dreamfall: The Longest Journey (która to gra byłaby świetna, gdyby
nie kretyńskie sterowanie). Klątwa Wron na szczęście stosuje
rozwiązanie klasyczne.
Klątwa
Wron zdobyła u mnie uznanie za pięknie narysowane scenerie, w miarę
trudne łamigłówki, które pomimo swojego skomplikowania były
logiczne i rozwiązywalne (raz tylko musiałem skorzystać z pomocy
Internetu, bo utknąłem – tutaj właśnie nieco logika zawiniła,
być może moja). Postaci także są śliczne, jednak tylko do
momentu, w którym zaczynają się poruszać. Animacje bohaterów są
bardzo, bardzo złe. Należy jednak pamiętać, że gra jest rysowana
ręcznie, więc być może było to zamierzone – co nie zmienia
faktu, że nie przypadło mi to do gustu.
Znajdź konia na obrazku
Każda
lokacja jest starannie zaplanowana, zawiera elementy, które
nakierowują tok myślenia na potrzebny w danej scenie, są bardzo
estetyczne i z przyjemnością można zawiesić na nich wzrok, gdy
mózg męczy się nad tym, co przeoczył i dlaczego żaden pomysł
nie działa. Postaci mają bardzo przemyślane stroje i ogólnie są
dobrze zaplanowane, jednak brakowało mi jednego – bohater trafił
kilkukrotnie w mroźne lokacje i żaden grafik nie był na tyle miły,
żeby dorysować mu jakiś płaszcz czy chociażby szalik. W grze
pojawiają się także cutsceny – niestety cierpią na ten sam
problem z animacją, co postaci. Szczęśliwie nie w animacjach tkwi
siła tej gry.
Fabuła
Klątwy Wron osadzona jest w świecie niemieckiego systemu RPG Das
Schwarze Auge (swoją drogą mojego ulubionego), w dość zacofanym
państwie Andergast. Historia rozwija się w sposób ciekawy,
przywodzący na myśl gry cRPG – zaczynamy od zbierania listków po
mieście, żeby wygrać konkurs, kończymy ratowaniem świata. I
pomimo spraw typowo związanych z grami cRPG – walki, magii czy
wykonywania zadań, zupełnie nie przeszkadza fakt, że nie da się w
żaden sposób przegrać i ma się całe eony, żeby móc wymyślić
rozwiązanie danej sytuacji.
Geron,
główny bohater, jest ptaszołapem, który ma ciężko w życiu –
gdy był dzieckiem, palony na stosie wróż przeklął go, mówiąc,
że sprowadzi na wszystkich nieszczęście i za jego sprawą zostanie
zniszczony Andergast. Nie przysporzyło mu to w mieście przyjaciół
i w momencie, w którym zaczynamy grę, Geron jest podtapiany w
żłobie dla świń. Ciekawy start, muszę przyznać.
Historia
toczy się wokół tragedii, która zaczęła nękać Andergast –
agresywne i zdziczałe wrony pojawiły się w mieście wraz z
mrocznymi wizjami, które nawiedzają ludzi we śnie. Do tego chodzą
pogłoski, że jest to sprawa wróża, który jakimś cudem wrócił
z zaświatów. Dodatkowo nasz bohater wplątany zostaje w znajomość
z nimfą, Nuri, która towarzyszy mu w trakcie podróży, czasem ją
ułatwiając, czasem utrudniając. Relacje między postaciami, ich
charaktery i cała historia z nimi związana są świetne.
Chciałbym
napisać coś o muzyce, jednak nie jestem w stanie. Kojarzę tylko
melodię z menu, w trakcie gry nie zwracałem na nią uwagi. Więc z
pewnością nie była zła, kiepski soundtrack potrafi zepsuć
przyjemność gry, ale też nie była tak wciągająca i chwytliwa,
jak chociażby ta z Wiedźmina 3: Dziki Gon, którą dość
często słychać z głośników w moim domu. Głosy postaci (w
wersji angielskiej – gra nie posiada polskiego audio, a nie
pomyślałem o tym, żeby posłuchać oryginalnego, niemieckiego) są
całkiem przyjemne, widać, że aktorzy zostali dobrze dobrani.
Czasem jedynie Geron mnie irytował, gdy mówił coś, co miało być
nacechowane emocjonalnie – brzmiało to bardzo sztucznie. Natomiast
Nuri głos miała idealny.
Polska
lokalizacja gry była całkiem dobra, chociażby rozwiązanie
tłumaczenia imienia rycerza Gniewnika. W oryginale nazywał się
Zornbold, po angielski Wrathling – tłumacz zrobił świetną
robotę. Sam tytuł gry także jest genialny, o czym już
wspominałem. Klątwa Wron nawiązuje bezpośrednio do fabuły, łatwo
skojarzyć to z wronami, które pojawiają się w menu, na okładce
gry, w samej grze, wszędzie. Natomiast „łańcuchy Satinava” czy
„więzy Satinava” mogą mieć jakiekolwiek znaczenie tylko dla
osoby, która zna setting i wie, że Satinav jest tam półbogiem
skutku i przyczyny oraz czasu. W samej grze nie jest to nawet jakoś
dobrze wyjaśnione i wspomniane jest może w dwóch miejscach.
Klątwę
Wron mogę polecić wszystkim lubiącym przygodówki, natomiast dla
osób, które polubiły świat Das Schwarze Auge (czy to za
pośrednictwem RPG, czy chociażby Drakensanga) jest to pozycja
obowiązkowa. Fani gier przygodowych znajdą tutaj wszystko, czego
potrzebują – logicznych łamigłówek, przyjemnej historii i
pięknych lokacji, natomiast miłośnicy Das Schwarze Auge (na
przykład ja) dostaną sporą porcję informacji o świecie, która
na chwilę potrafi zaspokoić ich głód.
Dziękuję
za przeczytanie kolejnej recenzji i zapraszam po więcej!
Jako mały bonus gęba wróża. Chciałem wrzucić wam screena przepięknej lokacji, ale zawiera zbyt wiele spojlerów.
Komentarze
Prześlij komentarz