Cztery
śledztwa Sherlocka Holmesa
Autor:
CED
Wydawnictwo:
Fox Games
Ocena: 5/5
Zapewne
słyszeliście o grach paragrafowych czy opowiadaniach
interaktywnych. Jeżeli nie, już spieszę z wyjaśnieniem – to
opowiadania, w których autor daje wam możliwość wyboru ścieżki
głównego bohatera, przez co poniekąd wpływacie na bieg wydarzeń.
Sądzę, że ten temat
przybliży najlepiej ten artykuł.
Ale czy
słyszeliście kiedyś o komiksie interaktywnym? Pod koniec ubiegłego
roku spotkałem się z czymś takim po raz pierwszy i pomyślałem,
że to może być interesujące, ale pewnie bardzo krótkie. Nieco
ponad sto pięćdziesiąt stron małego formatu zbliżonego do A5 –
co się tam zmieści? I okazało się, że nad tym króciutkim
komiksem spędziłem jakieś cztery czy pięć godzin. Czyli z cztery
razy dłużej, niż się spodziewałem.
Cztery
śledztwa Sherlocka Holmesa to książeczka przedstawiająca historię
Holmesa i Watsona, którzy otrzymują od Moriarty'ego (niezwykle
przebiegłego przestępcy) cztery listy z niewyjaśnionymi
przestępstwami (pośród których jedno trudno nazwać
przestępstwem, bo dotyczy kota). Sherlock Holmes szybko wyrusza z
mieszkania przy Baker Street, żeby je rozwikłać i znaleźć
winnych. Brzmi na razie dość zwyczajnie – prawie każdy czytał
kiedyś opowiadanie o sławnym detektywie Sherlocku Holmesie czy
oglądał o nim film. Ale czy kiedykolwiek rozwiązywaliście jakąś
kryminalną sprawę na podstawie poszlak i wskazówek? W
przeciwieństwie do większości gier paragrafowych, z jakimi się
dotąd spotkałem, w Czterech śledztwach nie ma ani elementu
losowego, ani liniowości. Tutaj występują jedynie obrazki,
zeznania oraz wasz wspaniały zmysł dedukcji.
Zacznę
jednak od elementu, który nieco ssie. Przede wszystkim kilka
odnośników do kolejnych kadrów jest błędna. W jednym miejscu
może to zepsuć rozgrywkę. Jeżeli zdecydujecie się po ten komiks
sięgnąć, znajdźcie kadr 315
i poprawcie sobie odniesienie do kadru 125
na 61. Kiepski jest
też „stempel” na okładce, informujący o tym, że jest to „gra
dla młodszych i starszych graczy”. Nie mogę się z tym zgodzić.
Gdybym był młodszym graczem (Fox Games uznaje młodszych graczy za
takich, dla których odpowiednie są gry Miau! czy Moja droga do
przedszkola), nie rozwiązałbym ani jednej sprawy. Możliwe, że nie
doceniam teraz dziecięcej logiki i inteligencji, ale wydaje mi się,
że Cztery śledztwa z pewnością są zbyt trudne dla młodszego
odbiorcy. Szczerze powiedziawszy, za pierwszym podejściem udało mi
się rozwiązać tylko jedną z tych czterech spraw. Tę z kotem…
I
tu przechodzimy do największego plusa komiksu. Jeżeli spartoliło
się śledztwo,
można do książeczki podejść raz jeszcze, nie tracąc zaskoczenia
z rozwiązania spraw. Nie dlatego, że są one w jakikolwiek sposób
losowe, ale dlatego, że na rozwiązania spraw składają się
liczby. Na sam koniec liczby te się sumuje i sprawdza wynik –
jeżeli był błędny, grę się poniekąd przegrywa. I można zacząć
od początku, zastanawiając się, co się przeoczyło, co zrobiło
się źle. Autor naprawdę dobrze to przemyślał. Oczywiście,
jeżeli ktoś jest niecierpliwy, albo za którymś z kolei podejściem
nie dał sobie rady, prawidłowe rozwiązania podane są na końcu
książki. I to w pięknym
stylu – jako dedukcja Sherlocka Holmesa, a nie po prostu „winny
był x, bo y”.
Na
ogół nie czytuję
komiksów,
więc zrecenzowanie kreski czy innych charakterystycznych dla
komiksów cech bardzo uproszczę. Ilustracje były czytelne, styl
spójny i estetyczny, rozmieszczenie kadrów i dymków z tekstem
przejrzyste. I już. Bardzo podobał mi się dodatkowy element, który
może się
kojarzyć z grami przygodowymi czy książkami z wyszukiwaniem
przedmiotów na obrazkach. W Czterech śledztwach na niektórych
kadrach ukryte są przyciski do maszyny do pisania, które mają
znaczenie na końcu rozgrywki, a
przejścia do niektórych kadrów są w ciekawy sposób zakamuflowane
w ilustracjach.
Bardzo na plus jest także to, że wszystkie śledztwa są
rozwiązywalne na podstawie przedstawionych przez autora elementów.
Nie jest ich zbyt wiele, więc jest to wyzwanie, nie jest ich także
zbyt mało, więc jest to wyzwanie wykonalne.
Gdy już wiedziałem, z czym to się je, czyli po mojej pierwszej
sromotnej porażce, za drugim razem poświęcałem dwa razy więcej
czasu na analizę scen, rozpisywałem i porównywałem zeznania
świadków i ostatecznie udało mi się bezbłędnie wskazać
sprawców. Cóż za duma mnie wtedy rozpierała!
Dodatkową ciekawostką jest możliwość wyboru stopnia trudności –
można grę rozegrać jako Watson (który może raz na jakiś czas
dopytać o coś detektywa i ma więcej pytań do świadków), albo
jako Sherlock Holmes (który zazwyczaj ma mniej prób na wszystko).
Na sam koniec, oprócz polecenia wam Czterech śledztw z całego
serca, chciałbym podzielić się moją największą
porażką, której aż do teraz nie potrafię przeboleć. W grze
natrafić można na trzy logiczne zagadki, które Moriarty zostawił
dla Sherlocka w okolicy miejsc zbrodni. Nie rozwiązałem jednej z
nich (to ta powyżej, istotny jest tylko obrazek). Nawet pomimo oszukańczego podejrzenia rozwiązania, nie udało
mi się zrozumieć w jaki sposób się do niego dochodzi. Więc
jeżeli uda się wam rozwiązać tę łamigłówkę, chętnie poznam
wasz tok myślenia.
Dziękuję za przeczytanie mojej pierwszej recenzji i zapraszam po
więcej.
Komentarze
Prześlij komentarz