Hellblade: Senua's Sacrifice – jak Boska Komedia, tylko ciekawe, a zamiast Wergiliusza jest psychoza
Hellblade: Senua's
Sacrifice
Czas, w którym
przeszedłem grę: być może jakieś 10 godzin, nie mam pojęcia. Z
pewnością chciałbym więcej
Studio: Ninja Theory
Ocena: 5/5
Wyobraźcie
sobie, że macie psychozę – widzicie, słyszycie, odczuwacie
rzeczy, których nie ma i wierzycie, że są prawdziwe (tak bardzo w
skrócie). Wyobraźcie sobie, że jesteście Piktką, której cała
rodzinna wioska została wymordowana przez wikingów, a jej ukochany
zmarł w wyniku okrutnych tortur. A teraz wyobraźcie sobie, że do
pasa macie przytroczony worek z głową tegoż ukochanego i idziecie
do skandynawskiego piekła spuścić łomot bogini Hel, żeby oddała
duszę waszej miłości. To jest całkiem dobre streszczenie tej gry.
Zacznę
zwyczajowo od słabości gry, które w tym wypadku są trzy.
Pierwsza, jedyna tak naprawdę istotna – w grze nie można samemu
zapisać gry (w osobnym pliku, znaczy się), przez co nie można
wrócić do zwiedzanych wcześniej miejsc. Ma to dobre uzasadnienie
fabularne, sprawia też, że klimat gry jest lepszy, ale… Po
przejściu gry chciałem wrócić w kilka miejsc i niestety nie było
takiej możliwości. Ale takie są twarde prawa autozapisu.
Kolejne
dwie słabostki są dość trywialne. Jedna jest taka, że bohaterka
prawie cały czas trzyma pochodnię przed swoją twarzą, co powinno
ją oślepiać i podpalić przynajmniej brwi. Druga – gra się
kończy, a chętnie bym jeszcze z Senuą trochę pospacerował.
A teraz
pozwólcie mi rozwinąć się w pochlebstwach. Zacznę od tego, że
Hellblade jest produkcją
wyjątkową, a przynajmniej ja się z taką jeszcze nie spotkałem.
Porusza bardzo poważny
temat,
psychozę, i przedstawia nam go
od strony osoby chorej. Twórcy gry współpracowali ze specjalistami
od chorób psychicznych i z osobami cierpiącymi na psychozę.
Najprostszym przykładem są tutaj głosy, które towarzyszą ciągle
bohaterce – przy ich tworzeniu brali udział chorzy, którzy także
słyszą głosy, doradzając i dając wskazówki tak, żeby brzmiało
to jak najbardziej realistycznie. I tak z każdym elementem gry! Gdy
po rozgrywce obejrzałem dołączony materiał dokumentujący
powstawanie Hellblade’a,
szczęka mi nieco opadła. Jest to swojego rodzaju arcydzieło.
Powiem wam, że gra ma przez
to na tyle wyczerpujący emocjonalnie i umysłowo klimat, że
musiałem sobie robić częste przerwy i po prostu odpocząć.
Fabułę już wam streściłem, ale zagłębmy się w nią nieco. Historię poznajemy bardzo wyrywkowo w trakcie rozgrywki, nie wiedząc za bardzo co jest prawdą, co jest wytworem wyobraźni Senuy, a co naszymi przesadzonymi wyobrażeniami. W każdym razie historia, aczkolwiek ciekawa, nie jest najistotniejsza. Znacznie ważniejsza jest konstrukcja lokacji, walk, mechaniki zagadek – wszystkie te elementy przedstawiają różnorakie objawy występujące w chorobie psychicznej bohaterki. Łamigłówki polegają głównie na odnajdywaniu kształtów run w elementach otoczenia – czy to cień, czy to drzewo widziane pod odpowiednim kątem czy też plama krwi. Mogłoby się wydawać, że to po prostu ciekawy sposób na przedstawienie typowej mechaniki „znajdź na obrazku” – jest to oczywiście prawda. Ale dowiedziałem się także, że osoby cierpiące na psychozę bardzo często dostrzegają w naturze nieistniejące związki – (tutaj wymyślę) krzaki po jednej stronie ulicy rosną co dwa metry, po drugiej co trzy, bo stosunek wysokości drzew z jednej i drugiej strony to dwa do trzech. I tutaj mamy coś podobnego, tylko skupionego na runach. Ciekawe.
Każda z lokacji skupia się na kawałku fabuły, wyszczególnia
jakiś objaw choroby i sprawia, że nasza bohaterka musi nieco
pocierpieć. Mimika twarzy postaci, jej krzyki i jęki były tak
prawdziwe, że bolało mnie serce, gdy się jej te wszystkie
okrucieństwa przytrafiały. Co z tego, że w większości działo
się to tylko w jej wyobraźni, skoro odczuwała to wszystko w pełni
realnie?
O walce dużo
dobrego nie mogę powiedzieć, ale na szczęście nie było
jej zbyt wiele i nie
była zbyt istotna. Jednak każde starcie, nawet jeżeli z
najsłabszym przeciwnikiem, trzymało mnie w napięciu – na
początku dowiadujemy się, że z każdą porażką nasza bohaterka
coraz bardziej pogrąża się w obłędzie, a jej ciało „gnije”.
Jakie ma to odzwierciedlenie w mechanice gry, na szczęście się nie
dowiedziałem (można o tym poczytać w internecie, ale po co psuć
sobie zabawę?), ale każda śmierć czy niepowodzenie były
przedstawione w tak okrutny sposób, że za wszelką cenę starałem
się sprawić, żeby Senua wyszła z tego zwycięsko. Na samą walkę
składają się uniki i tłuczenie przeciwników trzema rodzajami
ciosów. Jest to dość typowy hack’n’slash, nic szczególnego.
Oprócz tego, że jeżeli wsłuchać się w głosy przemawiające
nawet w trakcie walki, można czasem usłyszeć wskazówki odnośnie
do tego, czy mamy kogoś za plecami, czy przeciwnik jest osłabiony.
Albo mówiące o tym, że przegramy, zginiemy i wszystko jest bez
sensu.
Czasem było strasznie...
Gra
zawiera elementy horroru, za którymi ogólnie nie przepadam.
Zazwyczaj pozostawiają po sobie (przynajmniej u mnie) uczucie
niepokoju i lekkiego napięcia. W
Hellblade
w trakcie rozgrywki, gdzie takie elementy występują, czuć strach,
napięcie, lęk i silny stres, natomiast gdy
się daną lokację przejdzie, czy rozwiąże horrorowaty element,
następuje, nazwijmy to, katharsis. I całe to napięcie znika,
jakbyśmy dany problem przerobili na terapii i zostawili za sobą. W
takie horrory to ja mogę grać!
Oprócz
tego wszystkiego gra ma przepiękną grafikę i muzykę (chociaż
ta rzadko wysuwa się na pierwszy plan, często jej nie ma, a zamiast
niej słyszymy odgłosy natury). Postać bohaterki zmienia się wraz
z biegiem historii – rozmazują się jej malunki na twarzy,
pojawiają rany czy strupy. Włoski futrzanego kołnierza poruszają
się na wietrze. W deszczu moknie ubranie naszej Piktki. Przeciwnicy
są wyjęci rodem z koszmarów i mają dopracowany każdy szczegół.
Lokacje są tak piękne (przynajmniej większość z nich, bo w kilku
z nich jest całkiem ciemno, więc wiele nie widać), że bardzo
chętnie zwiedziłbym je jeszcze raz, bez tego natłoku emocji
(dzięki, autosave…).
...a czasem pięknie
Chcę
wam gorąco
polecić tę grę. Nawet jeżeli nie spodoba się wam mechanika,
nawet jeżeli nie chcecie wydawać na to pieniędzy, czy nie macie
czasu – obejrzyjcie
przynajmniej film dokumentalny
(mam nadzieję, że jest legalnie wrzucony na YT), ostrzegam jednak,
że zawiera spojlery.
A
teraz ogłaszam, że Hellblade: Senua’s Sacrifice
to moja druga ulubiona gra, tuż po Planescape: Torment.
I jeszcze raz wam ją polecam. Dzięki za przeczytanie i zapraszam po
więcej!
Tak wyglądałem w trakcie rozgrywki
Komentarze
Prześlij komentarz